Bezmiechowa

Oto relacja z mojego pierwszego pobytu w Bezmiechowej.

Pretekstem do wyjazdu był organizowany tam Teoretyczny Kurs Mechaników Szybowcowych. Ponieważ nie miałem w tym czasie nic do roboty…  hmmm … może  inaczej  – mimo wielu obowiązków i prac, które wisiały mi nad głową stwierdziłem, że wyjazd w Bieszczady dobrze mi zrobi :).

Podzwoniłem, popytałem jak najlepiej tam się dostać i właściwie byłem gotów do drogi. Zdecydowałem się na jazdę samochodem, ponieważ wydawał się to dla mnie najlepszy sposób. 750 km jakie dzieli Gdańsk od Bieszczad przejechałem, nie spiesząc się zbytnio w około 12h. Czas na tej trasie PKP zadeklarowała na 36h.

Dotarłem na miejsce w piątek nad ranem, gdy już świtało. Widok ze szczytu, na którym znajduje się ośrodek akademicki tylko po części mogą oddać zdjęcia. Niestety zdjęcia nie oddadzą ani zapachu, ani dźwięków, ani innych subtelności tamtego miejsca. Esencja piękna o każdej porze dnia, nawet dla tych, którzy niespecjalnie przepadają za widokiem gór.

Na miejscu spędziłem kilka dość intensywnych dni. W weekend, od piątku do niedzieli, od rana do wieczora odbywały się wykłady. Cały czas miałem nadzieję, że uda się trochę polatać i już w niedzielę przed zajęciami wsiadłem do szybowca. Zrobiłem zadanie „start z lin gumowych”, a w poniedziałek „start grawitacyjny”. Integralną częścią obu ćwiczeń jest wchodzenie pod górę przy skrzydle szybowca – naprawdę mocna rzecz!

Ogólnie w tygodniu udało mi się trochę polatać na termice i wylaszować PW6 i PW5.

W sumie kurs mechaników szybowcowych zajął dwa weekendy czyli bite sześć dni wykładów. Jedyny wniosek jaki mi się teraz po nich nasuwa to cytat z filmu „Dzień Świra”: „te grube gazety i padające drzewa”…wygląda na to, ze obsługa statków powietrznych to teraz głównie papierki, formularze, potwierdzenia, dokumenty, druki, podpisy, sprawozdania.

Jednak nie żałuję, ze wziąłem udział w tym kursie, przede wszystkim dlatego, ze miałem pretekst by ruszyć się z domu i pobyć przez parę dni w  Bieszczadach, w Bezmiechowej. To przecież Bezmiechowa jest kolebką polskiego szybownictwa i to ten szczyt Pasma Słonnego nazywany jest „Świętą Górą Szybowników”. To z tej góry Tadeusz Góra startował do swojego słynnego, rekordowego przelotu  i zdawałoby się, że to właśnie na cześć tej góry nosił swoje nazwisko.

Gdzieś usłyszałem, że Bezmiechowa to miejsce, które „śmierdzi” historią. To prawda! Ponad 80 lat historii rozpoczętej przez Związek Awiatyczny Studentów Politechniki Lwowskiej, historii przerwanej brutalnie przez wojnę i sowietów, którzy pod koniec lat czterdziestych kazali zamknąć lotnisko i zburzyć budynki. W latach 90tych XX w. zawiązało się Stowarzyszenie na rzecz Reaktywowania i Rozwoju Szkoły Szybowcowej w Bezmiechowej.

Z inicjatywy Politechniki Rzeszowskiej, podpisane zostało porozumienie politechnik: Rzeszowskiej, Warszawskiej i Lwowskiej w sprawie reaktywowania akademickiego ośrodka szybowcowego.

To tyle historii, to tyle relacji. Zachęcam was do tego byście pozwolili swoim receptorom poznać zalety tamtego miejsca.

Na koniec chciałbym zwrócić szczególną uwagę, na wyjątkowa atmosferę panująca w Bezmiechowej. Chciałbym serdecznie podziękować za nią i pozdrowić Wojtka – Szefa Wyszkolenia w OSL Bezmiechowa oraz wszystkie te osoby, z którymi spędziłem ten przyjemny wiosenny czas.
Pozdrawiam Damiana, Cezarego i Arka – osoby związane z Bezmiechową oraz kierującego tamtym miejscem Tomka. Pozdrawiam Krzyska z A.B., Bogdana i Igora z A.S., Pawła, Marcina  i Krzyska z centralnej Polski oraz wszystkich innych. To był dla mnie niezapomniany czas! Kończąc te pozdrowienia ( które przypominają pozdrowienia z gali rozdania Oskarów ), życzę sobie byśmy się spotykali i w powietrzu, i na ziemi jak tylko często się da!