Grudziądz-Iława-Grudziądz

Z pierwszym przelotem, jest tak jak maturą – jeśli jesteś przed nią to jest straszno, ale jeśli jesteś po niej to jest śmieszno, z tą tylko różnica, ze przez maturę nikt nie chce przechodzić drugi raz. Niezależnie od tego jak pewnie czujesz się w szybowcu to ten „pierwszy raz” wywołuje ogromne emocje. Tak było w moim przypadku, ale nie będę tych emocji opisywał, po prostu trzeba tego posmakować samemu.

Parę słów o samym przebiegu zdarzenia.
Niebo tego dnia z ziemi wyglądało naprawdę dobrze, więc z hangaru wytoczono osiem szybowców. Każdy kto chciał, ten miał. Ponieważ ja wracałem z wyjazdu służbowego, spóźniłem się na odprawę, wiec byłem ostatni w kolejce. Kiedy pomagałem ciągnąć szybowce pierwsi piloci już startowali. „Jantar” na jakąś trasę, „Pirat” na 300tke.

Jednak gdy byłem już na kwadracie i kończyłem wypisywanie karty deklaracji przelotu nad lotniskiem pojawiły się szybowce, które wcześniej odeszły na trasę. Będąc 15km od lotniska zawróciły z powodu braku noszeń. Pomyślałem siebie, trudno, chociaż polatam nad lotniskiem.

Mapa, aparat, woda, batonik, spadak i start!

Holówka wyciągnęła mnie na 700m i dość długo kluczyła w poszukiwaniu czegokolwiek. Oddalaliśmy się w zespole w kierunku Grudziądza i na skraju miasta, na czymś co przypominało +0,5 dostałem znak do wczepienia. Komfortu nie było, tym bardziej, ze pilot holówki zgłosił na kwadrat kiepskie warunki. W odpowiedzi z kwadratu usłyszałem w głośniku „on jest z Pruszcza – poradzi sobie”. Miło(!), ale dobre zdanie o nas nie da mi wysokości.

Po paru sekundach kręcenia mocno szarpnęło szybowcem, wariometr „oszalał” i po 5-7min byłem już na 2000m.

Zrobiłem fotkę, zameldowałem odejście na trasę, poleciałem i … przeleciałem.

To w sumie tyle. Reszta detali widoczna na zdjęciach (Michał – dzięki za pożyczenie aparatu!)

Lot trwał ponad 4h, z czego sam przelot 1:45. Resztę czasu spędziłem w okolicach Grudziądza.

Jeśli ktoś się was spyta czy znacie kogoś kto odszedł od osi trasy na więcej niż 30 stopni, to możecie wskazać mnie :). W okolicy Łasina poleciałem na południe odchodząc od trasy o 100 stopni.