09-04-2018, Nauka latania na żaglu.
Na odprawie meteorolog zapowiedział na dzisiaj termikę bezchmurną przy słabszym wietrze w w porównaniu do dnia wczorajszego Słabszy wiatr znaczył około 40km/h z południowego wschodu.
Dostaliśmy trasę typu AAT na 2:30h tak wyłożoną aby można było ją spróbować oblecieć z wykorzystaniem w dużej mierze żagla.
Pierwszy punk zwrotny był na północ od Prievidzy w okolicy Martina. Drugi punkt na południu w rejonie lotniska Partyzanckie. I trzeci też na północy i aby go zaliczyć wystarczyło dolecieć do końca doliny Prievidzy.
Przed startem podpytałem się Staszka Wójczaka jak najlepiej to oblecieć i pomysł miał taki aby do pierwszej strefy na żaglu dolecieć do końca doliny Prievidzy i następnie przeskoczyć na Małą Fatrę i nią dolecieć do końca i zawrócić przed przełęczą łączącą z pasmem Kryvania. Następnie powrót tą samą drogą na południe i w okolicy Prievidzy przeskok na następne pasmo górskie na zachód ze szczytem Rokosz. Z pasma Rokosza trzeba zejść max 5km aby zaliczyć drugą strefę i następnie powrót na pasmo Rokosza przeskok na pagórki w okolicy Bojnic i do końca doliny Prievidzy do trzeciej strefy.
Plan fajny ale wymagający dużo odporności psychicznej dla niskiego latania nad górami.
Hole zaczęły się o 12:00 lecz szybowce po wyczepieniu nie nabierały wysokości lecz lały w zakresie 250-400m na pagórkach przy termicznych wydmuchach. Taki sam los spotkał i mnie.
Mając 600m po wyczepieniu zacząłem loty żaglowy na wyższych szczytach oddalonych jakieś 5km od Prieviedzy. Niestety moja wysokość topniała i zatrzymałem się na 250m latając w rejonie zamku w Bojnicach. Na tej wysokości mogłem dokładnie pooglądać poszczególne drzewa na szczycie i przyglądać się budowie. Pracowało 4 osoby i był jeden samochód. Wysokość była tak mała iż nie dało się zakrążyć i trzeba było tylko esować.
Co chwila było widać jak kolejne szybowce wyczepiają się wysoko nad nami i zaczynają przeniżenie.
W między czasie organizator otworzył start lotny nie zważając na uwagi zawodników iż nie ma na czym utrzymać. Wydawało mi się to szaleństwem że nic z tego nie będzie.
Po otwarciu startu lotnego następny komunikat był do szybowców lądujących na lotnisku aby lądowały możliwie daleko zostawiając miejsce dla kolejnych lądujących.
Taka walka w parterze trwała ponad godzinę. Około 13:30 zaczęła pracować termika i pojawiły się nawet pojedyncze Cu z podstawą 1600m.
Dałem radę wykręcić się na jakieś 1400m, z których odszedłem na trasę. Po otwarciu startu lotnego spotkałem Staszka Wójczaka za którym przeleciałem pierwsze 30km lotem ślizgowym. Staszek poszedł środkiem gór ja natomiast wolałem trzymać się ich wschodniej krawędzi licząc na wydmuch termiczne wspomagane południowo wschodnim wiatrem oraz ucieczkę z gór do pól. W rejonie Wielkiej Luki trafiłem w bardzo ładny komin ze średnim noszeniem 2,1m/s w którym wykręciłem się prawie do 1800m. W między czasie doleciał do mnie peleton i razem rzuciliśmy się w stronę pasma Krywania, które było ustawione bardziej prostopadle do wiatru. Wykręciłem tam ze dwa kominy i zawróciłem na południe wracają tą samą trasą.
Niestety mając tylko 1200m byłem już poniżej szczytów i musiałem omijać kolejne żebra Małej Fatry wykorzystując żagiel po nawietrznej stronie, i starając się omijać zawietrzną. Rzucało bardzo mocno. Im bliżej zbocza wariometr pokazywał nawet 5m/s przez pół okrążenia, a kolejne pół -4m/s i szybowiec stawa się niesterowny. Raz trafiłem w taką mocą studnię iż pomimo, iż byłe dobrze przypięty poderwało mnie i nogami dotknąłem owiewki.
Czasami widoki były niesamowite – gdy zbliżałem się do zbocza i sądziłem, iż nie jestem w stanie go przelecieć wtedy trafiałem w wydmuch, który powodował że żebro zostawało pode mną. Jak sprawdziłem potem na logu średnio leciałem w przedziale wysokości 800- 1100m będąc od 150 do max 300 m na terenem. Trudne jest takie latanie i wymaga stalowych nerwów zwłaszcza dla pilota nizinnego.
Tak żaglując doleciałem do południowego końca Małej Fatry trafiając w komin 2,4m/s w którym wykręciłem się do 1500m co umożliwiło mi spokojny przeskok do doliny Prievidzy. Kolejna podkrętka do 1400m i przeskok na pasmo schodzące do Prievidzy – nie jest źle bo przynajmniej mam powrót do domu.
5km od Prievidzy wkręciłem się na 1500m i przeskoczyłem do góry Rokosz. Tutaj nie mogłem wycentrować komina, pomimo kilku szybowców na latających powyżej, i zdecydowałem się na 5km przeskok pod wiatr do granicy strefy. Do tegoż komina wróciłem już z wiatrem mając około 500m. Pomimo, iż był on słaby – 0,9m/s pomagał mi wiatr, który znosił mnie w kierunku lotniska. Nie szło mi krążenie i zdecydowałem się przeskoczyć do kolejnego komina oddalonego o jakieś 3km. Tutaj też nie było rewelacji ale przynajmniej miałem dolot do Prievidzy więc zdecydowałem się na przeskok w rejon górek przy lotnisku. Tam znalazłem noszenie 1,5m/s, w którym wykręciłem się do jakieś 1100m i przeskoczyłem do kolejnych szybowców krążących przede mną. Niestety nie potrafiłem wycentrować noszenia. Plan miałem taki aby lecąc z wiatrem wykręcić się wysoko, a wiatr zdmuchnie mnie w tym czasie do strefy. Niestety nie było łatwo. Pozostało mi tylko zrobić przeskok do granicy strefy, gdzie górki były ustawione prostopadle do wiatru, i liczyć iż znajdę gdzieś tam komin. Plan się sprawdził i trafiłem w 1m/s, w którym wykręciłem się do 1400m. W tym czasie lusterko pokazywało mi, iż do zakończenia trasy brakuje mi 800m chociaż kąt do lotniska był w miarę ok bo byłem od niego tylko 15km. Założyłem iż jest to kwestia silnego wiatru który wiał 28km/h w dziób. Okazało się iż lusterko zakładało, iż będę leciał głębiej w strefie. Po przełączeniu na dolot wspaniała niespodzianka mam 300m zapasu. Od tej pory lot prawie samolotowy prędkość 150km/h, a czasami 180km/h. Wspaniałe uczucie mieć już dolot – to najwspanialsza cześć z całej trasy.
Tego dnia osiągnąłem 30 miejsce awansując w klasyfikacji generalne na 34 pozycję.
Log z mojego lotu dostępny jest na portalu GCUP.eu
11-04-2018 Wyprawa na Krywań
Dzisiaj dostaliśmy speed task 213km w postaci zygzaka po Małej Fatrze i paśmie Krywania.
Pierwszy punkt znajdował się na szczytach za pasmem Krywania na zachód od Dolnego Kubina, drugi punkt na północnym krańcu doliny Prieviedzy, trzeci na przełęczy pomiędzy pasmem Małej Fatry, a pasmem Krywania, następnie powrót do domu przez punk dolotowy Novaki znajdujący się 6km od Prievidzy.
Pogoda była niemrawa. Nad lotnisko nadciągał cirrus i Cu zaczęły się pojawiać ale jakieś 20km od nas na północ. Czyli na naszej trasie tylko jak się tam dostać?
Starty zaplanowano na godzinę 12:00 ale z racji braku jakiegokolwiek strzępka Cu przekładano je kilka razy by ostatecznie wystrzelić nas w powietrze o 13:10. W tym czasie na niebie pod cirrusem zaczęły pojawiać się strzępki cu w ilości nie przekraczającej 5 sztuk.
Po wyczepieniu tradycyjna żebranina na zboczach pagórków prowadzących na północ od Prievidzy. Kominy były anemiczne i ciężko było się wykręcić. Mozolnie nabierałem wysokości a czas nieubłaganie uciekał. Założyłem sobie iż na trasę potrzebuje mim 3h i start powinienem przekroczyć najpóźniej o 14:30. Termika tego dnia miała pracować do 17:30 max 18:00.
Około 14:25 miałem 1400m i pojawiły się jakieś Cu w kierunku pierwszego punktu.
Nie było na co więc czekać i poszedłem na trasę. Byłem jakieś 200-300m niżej od całej grupy szybowców ale komin na lotniskiem właśnie się rozpadł więc trzeba było iść na trasę. Leciałem trochę wolniej licząc, iż po drodze nabiorę trochę wysokość esując i wybierając w napotkanych noszeniach. Pierwszy komin wykręciłem na północnym końcu doliny Prievidzy i wleciałem w Mała Fatrę. Tam podkręciłem się jeszcze raz w 1,9m/s kominie do prawie 1500m i wykonałem przeskok w kierunku pasma Krywania. Pasmo to było ustawione prostopadle do wiatru więc liczyłem na trochę żagla. Wiało dzisiaj tylko 16-20km/h więc żagiel był dosyć słaby. Obleciałem dokładnie każde żeberko pasma Krywania wykorzystując każdy wydmuch ale nie znalazłem porządnego noszenia. Moja wysokość na szczyty nie przekraczała 150m.
Gdy doleciałem do końca pasma zawróciłem z powrotem licząc iż przy drugim nawrocie będę miał więcej szczęścia.
W jednej z dysz znalazłem wydmuch w którym zacząłem esować a jak byłem już trochę wyżej było wystarczająca daleko od drzew tzn. jakieś 300m więc mogłem zacząć krążyć. W ten sposób wdrapałem się na szczyt Krywania zdobywająć prawie 1500m. Od punktu zwrotnego byłem około 10km. Z tego miejsca wykonałem przeskok do puntu zwrotnego. Niestety byłem za nisko aby wrócić do tego samego komina więc do doliny Martina poleciałem wschodnim brzegiem pasma Krywania odwzorowując dokładnie rzeźbę terenu. Nie byłem jedyny, który tak robił i jak widziałem szybowce znacznie niżej ode mnie nie chciałem być na ich miejscu. Po przeskoku do doliny Martina przykleiłem się do południowych grani Krywania licząc iż w którejś z napotkanych dysz znajdę wydmuch umożliwiający nabranie wysokości. Niestety byłem za nisko i nie trafiłem w żaden wydmuch. Im dalej na zachód tym niżej musiałem schodzić. Kończąc prawie u podnóża gór. Na szczęście przed sobą miałem kilka pól które nadawały się do lądowania. Byłem w tym czasie na północnym trawersie lotniska w Martinie. Kąt do lotniska był bardzo płaski i miałem bardzo małe szanse aby do niego dolecieć. Na kursie do lotniska krążyły 2 szybowce na bardzo małej wysokości. Stwierdziłem, iż spróbuje podlecieć do nich i przynajmniej zaesować aby dolecieć do lotniska lub wylądować na duży polu tuż przed nim. Ustawiłem prędkość o 10km/h większą od optymalnej i lotem prawie balonowym skierowałem się do Martina. Po drodze przeleciałem nad duża halą z czarnym dachem która dała zmniejszone opadanie, wykonałem pół okrążenia w zmniejszonym opadaniu gdzie krążył szybowiec i bez hamulców wylądowałem na lotnisku w Martinie równocześnie z jantaram LK pilotowanym przez Jarka Michaluka.
Do Jarka w odwiedziny leciał z Polski kolega dynamikiem więc zrobił sobie przystanek w Martinie aby nas przeholować do Prieviedzy.
W ten oto sposób po godzinie od wylądowania w Martinie znowu byłem w powietrzu i wracałem do domu.
Na lotnisku w Martinie wylądowało w sumie około 10 szybowców. Najszybszy transport trafił się Agacie Kaszczuk (znaki konkursowe MR) która po wylądowaniu w Martinie już po 3 minutach była znowu w powietrzu.
12-04-2018 Totalna porażka
Dzisiaj dostaliśmy speed task 310 km. Trasa wiodła w południowa stronę Tatr do miejscowości Zdiar następnie do Czech do miejscowości Czadca i pod jezioro orawskie z którego trzeba było dolecieć 93km do domu.
Na odprawie zapowiadano iż powinno być dobrze z podstawą Cu 2100 a w górach nawet wyżej.
Starty zaplanowano na 11:00 i zostały one przesunięte tylko o 15 minut. Startowaliśmy oczywiście zanim pojawiły się jakiekolwiek chmury w rejonie lotniska. Tradycyjnie trzeba było się wdrapać po zboczach gór koło Prievidzy. Tym razem trafiłem komin zgodnie z moimi założeniami nasłoneczniona i nawietrzna cześć zbocza dała mi 1,8m/s średniego noszenia w którym wykręciłem się do 1600 m nad poziom lotniska. Zdążyłem polecieć z 10km w kierunku trasy sprawdzając warunki. Około godziny 13 zaczęły pojawiać się pierwsze Cu w rejonie lotniska więc był to dobry moment na odejście na trasę. Start lotny przeciąłem na 1750m i skierowałem się w kierunku północno wschodnim na pagórki zwane potocznie kozimi bobkami. Tam krótka potkrętka i przeskok na środek doliny Martina aby dolecieć do Wielkie Fatry. Na zboczach Wielkiej Fatry spodziewałem się bardzo dobrych noszeń bo było już 13:30 i skały powinny się dobrze nagrzać i zacząć oddawać ciepło w postaci silnych kominów. Z trzy razy próbowałem znaleźć sensowny komin ale za każdym razem kończyło się iż pół okrążenia było w noszeniu a drugie pół w duszeniu. Średnia ledwo co przekraczała 0,5m/s. Stwierdziłem iż trzeba głębiej wlecieć w góry. Skończyło się to silny duszeniem. Na wysokości Martina czyli jakie 40km od startu miałem już tylko 1000m i rozpaczliwie próbowałem znaleźć cokolwiek. Przed sobą miałem piękne Cu ale nie odważyłem się do nich lecieć gdyż obawiałem się iż będę za nisko aby się wykręcić. Próbowałem znaleźć noszenie na niższych pagórka. Wariometr podrywał się do 4m/s by za ćwierć okrążenia pokazać -3m/s. Tą nierówną walkę zakończyłem lądując na lotnisku w Martinie. To już drugi raz kiedy tam jestem w zaledwie dwa dni. Lotniska za bardzo przyciągają.
Tego dnia przeleciałem zaledwie 44 km podczas gdy zwycięzca wykręcił na trasie 310km prędkość 113km/h.
Gorzej być nie może czuję się jakby nie potrafił centrować kominów i latać na przeloty. Chyba muszę wrócić do podstawówki i nauczyć się latać na termice i przelotach. Kto chętny aby mnie podszkolić w lataniu?
PS. Po wyholowaniu się z Martina na termikę zrobiłem co najmniej 130km. Nie rozumiem dlaczego Wielka Fatra tak źle mnie dziś potraktowała.
14-04-2018, 500km
Pogoda zapowiadała się super więc organizator postanowił podnieść poprzeczkę tzn. wyłożył nam 500,88km speed task. Podstawa chmur lokalnie miała być 2100-2200m a w wyższych górach nawet dochodzić do 2800m. Pierwszy punk wyłożyli nam 116km na północny wschód w Polsce miejscowość Zubrzyca Górna niedaleko Babiej Góry. Drugi punkt oddalony o 122km na zachód w Czechach miejscowość Lidecko. Następnie powrót 130 km na wschód na koniec Niżnych Tatr do miejscowości Jaraba. Kolejny punkt znów na zachód 50km na zachodni skraj Wielkiej Fatry i stamtąd do domu przez punk dolotowy położony 15 km na południe od lotniska.
Było super średnie noszenia od 2 do 4m/s. Trochę chmur układało się w szklaki po pasmach górskich. Były również odcinki bezchmurnej jak również 20km przeskoki bez żadnego noszenia.
Nie sądziłem iż dam radę oblecieć tak długa trasę ale widać coś potrafię bo wykręciłem prędkość 81km/h zajmując dzisiaj 27 pozycję.
Jestem totalnie wymęczony po prawie 7h locie. Postaram się jutro trochę więcej napisać. Jeśli nie wyślą nas na kolejną 500km.
W szczegółach to było tak.
Z racji, iż po ostatniej konkurencji słabo wierzyłem w swoje siły na oblecenie tej trasy postanowiłem odejść na trasę najszybciej jak się da i starać się oblecieć jak największy część trasy.
Po wyholowaniu znalazłem komin 2,3m/s w który wykręciłem się do 1800m i pięć minut po otwarciu start lotnego ruszyłem na trasę. Była godzina 11:55 i ma szczytach gór były już zdrowe CU których podstawa była około 1900m. Po odejściu przeleciałem przez komin w którym się wykręciłem przed odejściem i następnie ruszyłem w kierunku szczytu Klak (18km od lotniska) tam podkręciłem 500m w noszeniu 2,5m/s i ruszyłem po szczytach Małej Fatry w kierunku Krywania. Chmury układa się ładnie po szczytach i wykonałem 33km przeskok aż pod pasmo Krywania gdzie podkręciłem się 300m w 2,2m/s kominie. Kolejny komin to 2,6m/s i cały czas chmury w kierunku pierwszego punktu. Po drodze dokręciłem się jeszcze z 2 razy w średnim noszeniu 2,2 m/s. Prędkość do pierwszego punktu wyszła mi 90km/h.
W kierunku drugiego punktu były mniej chmur ale dało się lecieć trzymają blisko kreski. Kominy były cały czas tak samo silne i dodatkowo lecieliśmy w polskiej przestrzeni powietrznej gdzie obowiązywał FL 95 czyli 2895 QNH.
Chmury skończyły się 30km przed 2 punktem i lecz od czasu do czasu pojawiały się mgiełki wskazujące gdzie powinien być komin. Gdy ma się ponad 2000m wysokości nawet na bezchmurnej można znaleźć dobry komin.
Po drugim punkcie były może z 2 słabo wyglądające chmury i dalej błękit z cirrusem nasuwającym się od południa w kierunku punktu położonego na wschodnim krańcu Niżnych Tatr które maja szczyty po 2000m a po drodze jest jeszcze do przeskoczenia Mała Fatra ( szczyty na wysokości 1700 QNH) i Wielka Fatra (szczyty na wysokości 1400 QNH). Odcinek ten miał 130km.
Po przeleceniu w 50 km znalazłem się w rejonie Ziliny mają tylko 1200m pomimo, iż nad drugim punktem miałem 2000m i po drodze podkręcałem się z dwa razy. Tyła to za mała wysokość na przelecenie Małej Fatry.
Przed zachodnią krawędzią Małej Fatry dostrzegłem mały strzępek budującego się Cu. Dobrze trafiłem i w silnym noszeniu 2,7m/s wkręciłem 1000m. Dało mi to możliwość swobodnego przeskoczenia przez Mała Fatrę. Dolina Martina był martwa i nie dała nawet żadnego podtrzymania.
Dopiero gdy wleciałem w głąb Wielkiej Fatry podkręciłem się w 1,8m/s na 2000m i mogłem wykonać skok na Niżne Tatry.
Nad Niżnymi Tatrami było trochę słabo wyglądających cu ale dawały one średnie noszenia rzędu 1-1,5m/s. W stronę punktu było pusto. Starałem się lecieć po szczytach wybierając w odrywających się bąblach od szczytu. Do punktu wykonałem prawie 30km przeskok. 3 punkt położony jest po południowej stronie szczytów i po jego zaliczeniu byłem za nisko aby móc lecieć po szczytach.
Wiało 12km z południa więc za słabo na żagiel ale wystarczająco aby wspomagać odrywania się kominów od szczytów.
Wybrałem południową cześć zboczy dokładnie odwzorowujące rzeźbę terenu licząc iż trafie na bąbel odrywającego się komina.
Moja wysokość nad szczytami oscylowała w okolicy 200m. Przeleciałem tak z 10km wybierając nad poszczególnymi żebrami. Fajne uczycie gdy wariometr zaczyta ćwierkać i jedzie się po zboczu jak koleją linowa tylko nie można patrzeć za bardzo w dół bo drzewa jakieś takie duże i wyraźne. To zabawa dla ludzi o stalowych nerwach.
Po przeleceniu 10km spotkałem szybowiec wykręcający się nad jednym z takich żeber. Miał ładny 2m/s komin w którym wykręciłem się do 2700 QNH. Nad Niżnymi Tatrami mogliśmy latać do 2895m.
Teraz to już bajka na takiej wysokości spokojnie leci się nad takimi górami. Jeszcze jedna podkrętka i skok w Wielką Fatrę pod ostatniego Cu. Dalej 13km lot po prostej do czwartego punktu i nawrót na południe w kierunku domu. Chmur przed nami żadnych tylko od czasu do czasu małe strzępki. Zdecydowałem się lecieć Wielka Fatrą gdyż liczyłem iż góry nagrzały się przez cały dzień i powinny oddawać ciepło. Była już godzina 17 i kominy były już słabsze. Pierwsze noszenie to tylko 0,9m/s w którym wykręciłem się do 1900m i kolejny przeskok na przez całe pasmo. Dopiero na jego południowym końcu widać było mały strzępek Cu pod którym krążyły 3 szybowce. Miały dobry komin z 1,3m/s na początku zrobiło się pod koniec 1,8 m/s. Wykręciłem się do 2150 nad poziom lotniska. I przed sobą nie miałem żadnych chmur. Była już godzina 17:20. Miałem dolot do lotniska więc jest nieźle ale do zakończenia zadania według przyrządu w szybowcu brakowało mi 100m a według lusterka co najmniej 500m. Nie wiedziałem czemu bardziej ufać więc zdecydowałem się lecieć do pasma Vtacznika które jest na wschodnim krańcu doliny Prievidzy. Było to jakieś 40 stopni od trasy. Na paśmie tym z trzy razy próbowałem coś wycentrować ale za każdym razem z mizernym rezultatem. W końcu złapałem noszenie 0,5m/s w którym podkręciłem na tyle iż przyrząd w szybowcu pokazywał zapas 250m a lusterko tylko -150m. Zakładałem, iż w lusterku mam zapas na 200m więc powinno być ok. Prędkość optymalna 110km/h i balonowy lot do ostatniego punktu. Ostatni punkt zrobiłem na 940m nad poziom lotniska i miałem z niego do przelecenia tylko 16km czyli dolecę bezpiecznie do domu. Zapas wysokości zwiększał się więc ostatnie 5km mogłem lecieć nawet 150km/h.
Z oblecenia tej trasy byłem bardzo zadowolony. Dobrze mi się leciało tzn. kominy były w miejscach które przewidywałem. Potrafiłem je dobrze wycentrować i podejmowałem trafne decyzje co do taktyki lotu. Była to dla mnie swego rodzaju rehabilitacji po nieudanej trasie 310 dwa dni wcześniej.
Poza tym trasa 500km to już jest coś i jej oblecenie świadczy, iż co nieco już się potrafi.
19-04-2018, Do czterech razy sztuka
Ze względu na zmianę kierunku wiatru od czterech dni startujemy w kierunku północnym ( pas 04).
Pierwsza cześć holu przebiega wtedy nad miastem i mam okazję pooglądać Prievidzę poniżej 100m.
Niestety pogoda jest kapryśna ostatnio i pierwszego dnia tj. 15.IV spadłem po 52minutach. Konkurencja nie została zaliczona gdyż wymagane 100km przeleciało tylko 7 pilotów.
Drugie podejście było bardziej szczęśliwe polatałem 2h i udało mi się odejść 10km na trasę by zawrócić jak pies z podkulonym ogonem przed pasmem Rokosza do lotniska ze 100m zapasem na dolot. Tego dnia tj. 17.IV konkurencja została zaliczona ale tylko 15 pilotom na 47 udało się oblecieć całą trasę.
Trzecie podejście ( 18.IV) było na początku całkiem ok. tzn. pierwsza cześć trasy na północ od Prievidzy. Na trasę odszedłem na z grupka szybowców i udawało nam się na termice bezchmurnej trafiać w silne kominy. Niestety sytuacja zmieniła się gdy lecieliśmy na południe od Prievidzy. Drugi punk był koło lotniska Nitra oddalonego 64km na południe od Prievidzy. Goniąc szybowce przed sobą przed lotniskiem Partyzanckie spadłem do 500m i z trudem byłem w stanie wykręcić się. Udało mi się wykaraskać z tego ale moja wysokość lotu od tego czasu nie przekraczała 1100m pomimo iż na początku trasy leciałem na prawie 1800m. Doleciałem do lotniska w Nitrze ale wysokości wystarczyło mi tylko na wykonanie lądowania z pozycji z wiatrem. Tego dnia w Nitrze wylądowało łącznie 15 szybowców.
Cześć z klasy otwartej wracała na silnikach do domu a Ci co ich nie mieli kończyli w polu.
Podobno w tym czasie była fala od góry Zabor która tłumiła termikę na max 1000m.
Czwarte podejście przypadło na ostatni dzień zawodów 19.IV. Według meteorologa miała przeważać termika bezchmurna z Cu na górami na północ od Prievidzy.
Dostaliśmy 3h zadanie AAT wyłożone na północ i północny wchód od Prievidzy co zapowiadało, iż warunki powinny być dobre. Oznaczało to iż powinniśmy przelecieć przez pasmo Krywania lecąc do pierwszego punktu. Następnie przeskoczyć wielka fatrę i zahaczyć niżne tatry. W drodze do ostatniego punku należało polecieć mim 20 km na południe do Prievidzy.
Starty rozpoczęły się o 11:40 na termice bezchmurnej. Szacowałem, iż warunki na trasę powinny się zrobić między 13 a 14. Na trasę powinienem odejść około 13:30 aby zakończyć zadanie przed końcem termiki tj. godziną 17.
Pierwsza godzina latania to walka na termice bezchmurnej w przedziale 600m 1200m. Dopiero po godzinie 13 byłem w stanie wykręcić się do 1500m. W tym czasie nikt nie kwapił się aby odejść na trasę.
Około 13:30 większość szybowców ruszyła na trasę w momencie gdy w kierunku pierwszego punktu zaczęły pojawiać się pojedyncze Cu. Zagapiłem się trochę i ruszyłem za główną grupą z 5 minutowym opóźnieniem. Widziałem ich przed sobą i udawało mi się dojść do tego samego komina zanim ostatnie szybowce z pierwszej grupy opuszczały go.
Nosiło wysoko podstawa chmur była na 1800m. W połowie Małej Fatry trzeba było wykonać długi 20km przeskok do chmur znajdujących się na zamknięciu doliny Martina. Wiało z północy i południowe zbocza pasma Krywania były stroną zawietrzną więc należało się tam spodziewać sporych duszeń.
Gdy doleciałem do pierwszy chmur miałem tylko 700m (550m nad teren) i byłem po zawietrznej stronie gór. Wyglądał to nieciekawie i pachniało kolejnym lądowanie w Martinie.
Znalazłem jednak dobry komin (średnia 2,1m/s) w który wykręciłem się do 1900m. W tym czasie doleciały szybowce z klasy otwartej popularnie zwane uszatymi. Uzyskana wysokość pozwoliła nam przeskoczyć na północną stronę pasma Krywania. Tutaj warunki były rewelacyjne. Chmury układały się w szklak prowadzący do Polski. Leciałem wtedy z Arkiem Downarem (znaki konkursowe EM) i postanowiliśmy wykorzystać ten szlak i polecieć w głąb pierwszego punku podążając za uszatymi które co pewien czas mocno wybierały znacząc silne noszenia.
Dolecieliśmy do granicy z Polską i następnie nawrót na południowy wschód by bo tym samy szlaku przeskoczyć na wielka fatrę.
Pierwszy komin na wielkiej fatrze nie był rewelacyjny ale za to kolejny dał już 1,5m/s w którym wykręciłem się do 2000m. Teraz musiałem wykonać zakręt na wschód o 900 aby dotknąć drugą strefę. Podleciałem do średnio wyglądającej chmury pod która krążył szybowiec. Oceniłem, iż nie będzie tam rewelacji gdyż szybowiec średnio się wznosił. Moje zdziwienie było ogromne gdy wariometr 5 pokazał maksymalną wartość a średnia z pierwszego komina wyszła 3m/s.
Szybowiec który widziałem był z klasy 15m i pewnie miał dużo wody w skrzydłach przez co trudniej było mu się wznosić.
Wykręciłem tutaj sufit i potrzebowałem polecieć dalej w głąb strefy gdyż lusterko ostrzegło mnie, iż przylecę przed czasem.
Kolejny komin nie był tak rewelacyjny ale dał przyzwoite 1,6m/s średniego wznoszenia.
Oglądanie niżnych tatr i wielkie fatry z ponad 2000m to czysta przyjemność nie trzeba się martwić jak uciec z tych gór ani że szczyty są wyżej od ciebie.
Wyrobiłem sobie zapas 10 minut tzn. lusterko szacował i na oblecenie całej trasy będę potrzebował 3h i 10 minut.
Po przeskoku na wielką fatrę musiałem pod kątem 900 polecieć na zachód aby nie wlecieć w zakazaną strefę. W pułapkę tą wpadły tego dnia dwa szybowce.
Im dalej leciałem na południe tym było mniej chmur na szczęście pasma noszeń nawet pomimo braku chmur układały się z wiatrem który wiał z prędkością 33km/h.
Kolejną pokrętkę zrobiłem na pagórkach zamykających od południa dolinę Martina. Następnie 25km przeskok na pagórki za miejscowością Nowaki. Zbocza pagórków były ustawione prostopadle do wiatru i od czasu do czasu widać było strzępek chmurki na nimi.
Znalazłem tutaj 1,1m/s wznoszenia w którym wykręciłem dolot z zapasem 50m + 200m rezerwy w lusterku.
Opłacało mi się kręcić w tak słabym noszeniu bo wiatr nanosił mnie na punkt. Przed sobą widziałem jeszcze z 2 cu więc założyłem iż wyrobi mi się większy zapas gdy wybiorę pod tymi chmurami.
Po dotknięciu ostatniej strefy gdy odwróciłem się do lotniska i trafiłem w pasmo noszeń na bezchmurnej przez co mój zapas wysokości zwiększył się do ponad 300m. Mogłem włączyć tryb samolotowy lecąc 170km/h a w końcowej fazie nawet powyżej 200km/h. Przyleciałem 4 minuty po minimalnym czasie oblotu zajmując 27 pozycję.
Czwartego dnia startując na północ zaliczyłem całą trasę więc do czterech razy sztuka.
W klasyfikacji generalnej podskoczyłem o 2 pozycje kończąc zawody na 37 miejscu z 47 startujących.
Log z mojego lotu dostępny jest na GCUP.eu
Podsumowując całe zawody 9 razy na 12 dni lataliśmy z czego udało się rozegrać 8 konkurencji. Wynik bardzo dobry.
W czasie całych zawodów wylatałem 35h i przeleciałem 1425km.
Wojtek.